Recenzja
Nasze magiczne encanto, Disney [recenzja]
Przemysław Pawełek recenzuje Nasze magiczne encantoJuż jakiś czas temu zrobiło się to nieco nudne, ale też nie ma się co dziwić. Działające od wieków studio zarówno wypracowało sobie formuły, które pomimo powtarzalności nie zawodzą, jak i dzięki doświadczonej ekipie i wysokim budżetom (zapewnianym przez wpływy) potrafi dostarczyć animację najwyższej klasy.
Tym razem - zgodnie ze stosowanym od lat patentem - znowu jako widzowie odwiedzamy rdzenną ludność jednego z tych egzotycznych zakątków świata, których jeszcze nie spaczyła kultura anglosaska. W ostatnich latach była to Polinezja czy Meksyk, a tym razem historię osadzono w kolumbijskich górach. Rodzina Madrigal mieszka w zaczarowanym, żyjącym domu, a i każde z nich jest wyjątkowe - posiada wyjątkowy, magiczny dar. No, prawie każde, poza Mirabel, która czuje swoją inność, ale kocha rodzinę. Ale gdy nad rodziną zawisną czarne chmury, jej miłość okaże się być wkrótce ważniejsza od wszystkich mistycznych mocy.
"Nasze magiczne Encanto" jest niestety filmem nieco banalnym, choć nie pozbawionym uroku. Fabuła sprowadza się do prorodzinnego przekazu, że to familia i miłość są najważniejsze, oraz warte wszystkich poświęceń. Pomimo absolutnie oczywistej fabuły nie brak tu także emocji, a efekt całości buduje niesamowita oprawa. Disney - jak zwykle ostatnio - postawił na animację cyfrową, i pomimo pewnej deformacji postaci mamy do czynienia z żywym światem i naturalnie poruszającymi się bohaterami. Całość jest fantastycznie kolorowa, a barwy i całe tła rozkwitają jeszcze mocniej w licznych momentach muzycznych. Piosenki też są w filmach Disneya dość standardowym dodatkiem, ale tym razem mamy do czynienia z produkcją wyjątkowo roztańczoną i rozśpiewaną, na pograniczu animowanego musicalu. Sama oprawa wizualna bardzo dobrze zgrywa się tu zresztą z oprawą muzyczną, zdradzającą latynoskie i lekko karaibskie wpływy, choć nie brak też chwytliwego, tanecznego popu.
Nieco wytykam filmowi banalny przekaz i oczywisty rozwój fabuły, ale piszę to z własnej perspektywy. W trakcie seansu nie powinni jednak marudzić młodsi widzowie, a to przecież do nich skierowano tą produkcję, rodzice zresztą też nie powinni się nudzić. Choć muszę przyznać, że nieco tęsknię za czasami, gdy nagrody akademii nie wygrywały rok w roku produkcje realizowane w formie cyfrowej.
Autor recenzji jest redaktorem Polskiego Radia.
Opublikowano:
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-